Krok w Bok

Znaleźliśmy się na placu przed pałacem. Padał śnieg. Wokół nas toczył się zwykły dzień na bożonarodzeniowym jarmarku. Gdzieś chodził z wielkim dzwonkiem facet ubrany w strój świętego Mikołaja, wypromowanym niegdyś przez Coca-Colę. Z tego tłumu ludzi, przechadzających się wśród stoisk z rozmaitymi drobiazgami, usłyszeliśmy radosne „Śnieg! Pada śnieg!”. Jakoś wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że w pewnym sensie… znajdujemy się wewnątrz śnieżnej kuli. Coraz mniej płatków spadało z ciemnego… sklepienia. W naszym kierunku przebił się nie kto inny, jak Maksymilian Anders. Przedstawiliśmy się mu jako ekipa ratunkowa, aczkolwiek mag Porządku Hermesa nie wydawał się przekonany zapewnieniami Remy’ego. Może dlatego, że jakoś od „progu” ten zaczął go wypytywać o rzeczy zupełnie nie związane z ewentualnym ratowaniem. W każdym razie postanowiłam skupić się na miejscu, w którym się znaleźliśmy. Wniosek nie był zbyt… radosny.


http://ayers.l.w.interia.pl/mag/dh-szyfr.jpg

*

Zaczepiliśmy „świętego”, a ten zapytał nas, czy zrobiliśmy tego dnia coś dobrego. Żadne z nas nie bardzo mogło się pochwalić jakimś wyjątkowo dobrym uczynkiem, więc nic niezwykłego się nie stało. Poszliśmy obejrzeć pałac, ale i tam odbiliśmy się od drzwi – niemal dosłownie. Anders przyglądał się naszym poczynaniom raczej ze zniecierpliwieniem i znudzeniem, zapewne wielokrotnie próbował dostać się do pałacu Burmistrza. Ostatecznie siedział w tej kuli od trzech tygodni. Aczkolwiek odczytanie napisu na pałacu chyba zrobiło na nim jakieś wrażenie.