Zaginiony mag

Dante w zasadzie miał do nas sprawę. Chodziło o maga, Maksymiliana Andersa. Gdzieś już widziałam to nazwisko… W końcu skojarzyliśmy, że chodziło o Mistrza Roberta Atkinsa. Z tego, co mówił Dante, należało go odnaleźć w miarę szybko, żeby nie zrobił tego Nephandi albo wampiry. Albo kto tam jeszcze, komu mogłoby zależeć na ogromnej wiedzy Andersa w sferze Życia. W każdym razie mag zniknął parę tygodni temu i nawet Dante nie był w stanie go zlokalizować.

Remy postanowił skontaktować się z Angelą, która w końcu była niegdyś w dobrych stosunkach ze śp. Robertem. Kiedy Kilian upijał się Luksusową, bo jeśli miał zalewać robaka, to niech to robi porządną wódką – Remy umawiał się z wampirzycą na kolację. W zasadzie ostatecznie stanęło na tym, że Constanca i ja, towarzyszyłyśmy Remy’emu w spotkaniu z Angelą.

To była dziwna rozmowa. Co prawda sporo dowiedzieliśmy się od wampirzycy, np. że Maksymilian Anders robił interesy z wampirem nazwiskiem Foster, który został zgładzony ponad miesiąc temu. Ponoć Anders miał od niego kupić Lemegeton, zwany Mniejszym Kluczem Salomona. Księga opisuje siedemdziesiąt dwa demony, które według legend Salomon potrafił spętać i zamknąć w naczyniu. Foster jednak oddał ją komuś innemu, a Anders musiał obejść się smakiem. Wzięliśmy od Angeli adres domu, w którym mieszkał Foster. Remy ze swoim wyczuciem Czasu jest w stanie zajrzeć w przeszłe zdarzenia. Swoją drogą, z tego, co mówiła Angela… z Fostera nic nie zostało, poza dziurą w dywanie. Ktokolwiek go załatwił, załatwił go dokumentnie.

Jednak nie to stanowiło o „dziwności” tej rozmowy. Po pierwsze, prawie powiedziałam wampirzycy, że znam takie istoty jak ona dłużej niż jestem magiem. Nie żeby było się czego wstydzić, ale nie ma się też zasadniczo czym chwalić. Zarzuciła mi cynizm, kiedy dopytałam o to, czy Foster nie żył bardziej niż do tej pory. Cóż. Na te kilka wampirów, które miałam nieszczęście spotkać przed Przebudzeniem, tylko jeden albo dwa nie próbowało mnie zabić. Nie mam powodów, żeby lubić krwiopijców i nie być złośliwa. Statystyka nie jest po ich stronie.

Po drugie Remy, który poza Adamem, wydawał mi się najbardziej sprzyjającą Angeli osobą w Kabale, okrutnie skrytykował jej dążenia; dał jej do zrozumienia, że nigdy nie zdołają odwrócić tej klątwy, która ciąży na takich jak ona. Widziałam, choć starała się to ukryć, jak bardzo ubodły ją te słowa. Nie wiem, czy Remy zdaje sobie sprawę z tego, co zrobił. Rozmawiałam z nim o tym później, ale jego pokrętna filozofia mnie nie przekonuje. Tak czy inaczej, zranił ją, być może bardziej niż gdyby ciął ją poświęconym nożem. I chyba nawet tego nie zauważył. Heh.

Wampiry kontra wampiry


Mimo wszystko obudziłam się wypoczęta, ale to pewnie zasługa tabletek. I chyba jako ostatnia z naszej piątki, co w zasadzie też było spowodowane środkami nasennymi. Poza mną w pokoju była już tylko Constanca, która w skupieniu grała na gitarze, albo tworzyła. Nie miałam ochoty wychodzić poza te cztery ściany, nie chciałam też przeszkadzać Constansie, więc zabunkrowałam się na łóżku. Książkami i notatkami otoczyłam się jak murem, który mógłby mnie odgrodzić od całego tego… bałaganu? Nie, w zasadzie to gówna. Starałam się zająć myśli czymś zupełnie innym. Moją idee fixe, wydobytą wprost z gdańskich podziemi, o których jeszcze trzy lata temu nie miałam pojęcia, że w ogóle istnieją. To było coś! Nie, żebym tęskniła do tamtych czasów, gdy w zasadzie jedyną dostępną formą walki była ucieczka, ale… no właśnie, ale – życie było jakieś prostsze, choć pełne obaw.

Pod wieczór wrócił Kilian, który od progu zapytał, czy jest coś do jedzenia. Zawiódł się niestety, ponieważ Constanca cały dzień tworzyła, a ja studiowałam, więc żadna z nas nie pomyślała o tak przyziemnych sprawach, jak jedzenie. Było jednak coś w garnkach z poprzedniego dnia. Niedługo po Kilianie wrócił Remy. Zaczęłam zbierać moje „zabawki”, żeby nie wyglądało to tak, że nie mam ochoty z nimi gadać, czy coś. Choć szczerze mówiąc? Ostatnie czego pragnęłam to towarzystwo innych ludzi, zwłaszcza Kiliana i Remy’ego, którzy czasem sprawiają wrażenie, że nawet przez chwilę nie mogą ze sobą normalnie rozmawiać. I nie wiem, który z nich w tej parze jest płachtą, a który bykiem.

Zadzwonił Dante. Kilian nie pytając nas o zdanie, przyjął zaproszenie dla całej Kabały. Naprawdę nie chciało mi się wychodzić; ale z drugiej strony, czy mam chować głowę w piasek przed światem? Nawet tak paskudnym? W końcu postanowiliśmy się zebrać do wyjścia, pomimo tego, że Adam się nie pojawił i nie mieliśmy z nim żadnego kontaktu przez cały dzień. Nie chcę myśleć, że mogłoby mu się coś stać; powtarzałam sobie więc, że pewnie miał coś do załatwienia i nie potrzebował do tego ogona.

Krok od człowieczeństwa


Zostaliśmy w tym motelowym pokoju, czekając na jakiś cynk od Dantego. Pomieszkujemy tu prawie jak w jakiej komunie. Constanca świetnie gotuje, nie to co ja. Mnie się nigdy nie chciało gotować dla mnie samej. Prawie poczułam się jak… no nie, w domu to może przesada. Ale to miło wrócić z miasta i zjeść coś naprawdę smacznego. Większość czasu i tak spędzałam poza pokojem, jednak pięć osób w jednym pomieszczeniu to ciut dużo. Dlatego głównie przesiadywałam w bibliotece albo u Czarnego. Zgodził się poduczyć mnie w sferze Ducha. Poza tym, nawet gdyby nie… to i tak miło pogadać z kimś, kto mówi tym samym językiem. No i czasem postawi flaszkę… albo dwie.

Nie wiem, dlaczego wszyscy patrzyli na mnie tak dziwnie, jak ostatnio wróciłam od Czarnego. Remy chleje, co chwilę, a jak człowiek raz czy dwa wróci porządnie nawalony to już robią wielkie halo. Najlepszy był i tak Adam, który nie mógł zrozumieć, jak po wypiciu pół litra jestem w stanie chodzić. Człowieku! Lata praktyki! Constanca za to nie była przekonana, czy ja do Krzesimira chodzę się uczyć, czy tylko pić. Nie moja wina, że soczewką Czarnego na duchy jest wódka. W sumie dobrze, że wódka, a nie czysty spirytus. Et Spiritus Sanctus… Zresztą, ja żeby skupić się na Duchu muszę się otruć. A pewnie im więcej będę chciała zrobić, tym więcej będę tej trucizny potrzebować. Hm, pewnie Constanca zauważyłaby, jakbym posadziła tuż obok jej ziół szalej czy lulecznicę…

W sumie alkohol to też trucizna. Zaczynam rozumieć, dlaczego Profesor wolał mnie zostawić pod opieką ks. Morgana, a nie Czarnego. Choć i tak więcej kontaktu mam z nim, niż z ks. Morganem. A skoro już o Niebiańskich mowa, to Kilian naskoczył na mnie, że idziemy na akcję a ja się upijam. Hello!, jakby mi który powiedział, że coś się dzisiaj szykuje… wypiłabym mniej. Zresztą i tak Constanca usunęła ze mnie alkohol swoją mocą. Niestety właśnie wtedy Remy połączył kropki. Poprosił ją, by nigdy więcej mu tego nie robiła, bo to był koszmar. Może trochę mi wstyd, że Dante był tego wszystkiego świadkiem… ale z drugiej strony, ludzka rzecz się napić. Czasem trzeba się zresetować.

*

Dante wskazał nam klub, w którym wampiry miały się zasadzić na innego upiora, żeby go porwać. Green X. Jakaś tancbuda dla młodych gniewnych. Spróbowaliśmy się wtopić, chociaż nie wiem jak to w sumie wyszło… trochę odstawaliśmy mimo wszystko. W każdym razie uzbroiliśmy się w parę kołków i dużo innych rzeczy. Przeszliśmy jakby nigdy nic koło bramkarza, którego najbardziej zainteresował biust Constancy. Na resztę nie zwrócił większej uwagi.

Zabawa w "kotka i myszkę"

Pojechaliśmy tam od razu, nie było sensu się zastanawiać. Mieszkanie było opuszczone i zdemolowane. Jak później Remy z Adamem badali Czas, dowiedzieliśmy się, że za stan mieszkania odpowiadały wampiry, które uwolniły Angelę. W każdym razie… znaleźliśmy laboratorium, które było ukryte podobnie jak w poprzednim mieszkaniu. Bogowie, jak ciężko pozbyć się spod powiek tego obrazu…

Na stole prosektoryjnym leżał rozbebeszony Morr. Flaki i krew była wszędzie. Na ścianach, podłodze a nawet na suficie była masa symboli, które nic mi nie mówiły, poza tym, że to magia z którą nie chcę mieć do czynienia. Zbierało mi się na wymioty, ale udało mi się opanować.
Poza tym były tam jeszcze dwie rozbite tuby do przetrzymywania wampirów. Adam chciał sprawdzić przeszłość trupa, ale oczywiście nie pomyśleliśmy, że to może być pułapka. W ciele Morr’a Rob zaklął ducha, który zaatakował Adama, jak ten tylko się nad nim pochylił. Spróbowałam rozpleść zaklęcie trzymające ducha, ale to nie było proste. Trzeba się było skupić, a widok tego, co zostało z Morr’a był mocno… rozpraszający. W końcu wspólnymi siłami z Remy’m sprowadziliśmy moc Peruna, i usmażyliśmy to, co zostało z Morr’a, zanim Adamowi stało się coś poważniejszego. Ech. Wyładowanie elektryczne było tak silne, że siadł prąd w całym budynku.

Adam z Remy’m sprawdzili przeszłość mieszkania. W ten sposób dowiedzieliśmy się, że wampiry bez problemu obsługują te tuby. Jak później wyjaśniła Angela, którą przycisnął Remy, oni używają podobnych do więżenia wampirów, na których prowadzą eksperymenty. Poza tym w drugiej tubie też był uwięziony wampir. Jeden z tych, którzy uwolnili Angelę – wypił go. Obrzydlistwo.


Kto ty jesteś? Potwór mały.


A mogłam nie stawać okoniem Przeznaczeniu. Choć kto wie, może właśnie moim Przeznaczeniem było nie dopuścić tych słów, aby wyszły z mych ust? Nie mam pojęcia. To się robi okrutnie zagmatwane. Z drugiej strony, Dante mówi, że jeśli chodzi o morderstwo na Morrisonie, to możemy spać spokojniej. Inni Tradycjonaliści nie powinni na nas już polować. Tyle dobrego w tym całym bagnie.

*

Po wyjściu Remy’ego każde z nas zamknęło się we własnych myślach. Siedziałam przy oknie, wpatrując się w mrok. Czym różnisz się od tych, których nazywasz potworami? Dobrze wiem, że nie jestem już zwykłym człowiekiem. To, czy oddalam się od człowieczeństwa… Czy to zaczęło się, gdy ten arabski skurwiel porwał Kaśkę i zrobił z niej przynętę na drugiego wampira? A może gdy patrzyłam jak Anita zabija człowieka w moim mieszkaniu?… Albo jak włamywałam się do piwnicy meczetu? Czy jak wykradaliśmy kielich z kościoła? Albo gdy próbowałam przekonać diakona, że wikary jest wampirem i powinniśmy go zabić? Albo jak poszliśmy zniszczyć tamtą wampirzycę w Grand Hotelu? ...Czy Przebudzenie w ogóle, cokolwiek zmieniło poza tym, że teraz mam magiyę? Może ta potworność była od zawsze we mnie? Przecież w każdym z nas jest dobro i zło, cała reszta to proporcje.

Telefon od Angeli wyrwał mnie z ponurych myśli. Podobno miała jakieś informacje, które mogłyby nam pomóc. Chciała się spotkać, ale nie bez podstaw obawiała się spotkać z nami wszystkimi. Zgodziliśmy się, że Adam pójdzie z nią pogadać, a my będziemy wszystko słyszeć. Miał mieć połączenie z Kilianem. To dobre rozwiązanie, nie chcę oglądać tej wampirzycy. Nic mi nie zrobiła, a jednak… niechęć do takich istot jak ona jest silniejsza ode mnie. Chyba podświadomie winię wszystkie wampiry za spierdolenie mi życia.

*

Żółte Cienie

Popołudniu dotarliśmy do Yellow Springs. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Constanca zatankowała vana, a Remy w tym czasie skoczył do środka, bo dziwnym zbiegiem okoliczności burbon nie kopał go tak, jak powinien…
Remy wrócił po jakimś kwadransie. Był czymś wyraźnie wstrząśnięty, wsiadł do samochodu i kazał nam odjeżdżać, jak najprędzej. Po dłuższym wypytywaniu go, co się stało, wreszcie powiedział. Sprzedawca zapytany o Morrisona poszedł na zaplecze i popełnił samobójstwo. Najwyraźniej Nephandi nałożył na tamtego okrutną klątwę. To przerażające, że ludzie mogą być tak głęboko przesiąknięci złem.

Dłuższy czas włóczyliśmy się po Yellow Springs, szukając jakichś śladów Morrisona. Remy'emu udało się wypytać parę osób. Na szczęście im nic się nie stało. Ponadto Remy, wspólnie z Adamem zbadali, czy w okolicy nie ma miejsca, w którym plotłyby się ludzkie losy bardziej niż gdziekolwiek indziej. W ten sposób trafiliśmy tylko do domu młodego urzędnika nazwiskiem John Anderson, który zmarł przed tygodniem. Z badań, jakie wykonali w jego domu Remy i Adam, wynikało, że wyszedł razem z Morrisonem. I już nie wrócił; istniało prawdopodobieństwo, że to Nephandi maczał palce w śmierci tamtego człowieka. Jednak nadal nie wiedzieliśmy, gdzie mogłoby być laboratorium maga.
Jednak to, co zrobił Remy z Adamem, podsunęło mi inny pomysł. Skoro Morrison miał w tej mieścinie laboratorium, a do tego był potężnym magiem, na pewno zbudowałby pracownię jeśli nie na, to tuż obok Węzła. Pomogłam Kilianowi spleść moc, tak aby mógł widzieć przepływy Pierwszej. Moc spływała w kierunku centrum Yellow Springs, więc podążyliśmy za nią.

Dotarliśmy do jakiejś starej szkoły. Naszą obecnością zainteresowała się starsza kobieta, która mieszkała obok. Postanowiliśmy się rozdzielić. Adam z Remy'm poszli porozmawiać ze staruszką, zaś Constanca, Kilian i ja, mieliśmy za zadanie odnaleźć laboratorium maga. Kierowani przez Kiliana dotarliśmy na tyły szkoły. Wyszliśmy na boisko. Okazało się, że Węzłem było młode, wyjątkowo zdrowe drzewko. Sięgnęłam delikatnie po kłębiącą się w nim moc, zatrzymując jej trochę dla siebie. Jednak nie było to miejsce, którego szukaliśmy. Rozglądając się wokół dostrzegałam, że jest uchylone jedno z piwnicznych okien, znajdujące się bezpośrednio pod salą gimnastyczną, z której właśnie wyszliśmy. Constanca skupiła się i stwierdziła, że wyczuwa żyjące istoty w tamtym pomieszczeniu.

W podziemiach kościoła I

Króciutkie słowo wstępu: Poniżej znajduje się fragment pamiętnika Joanny Brzóski, z czasów na kilka miesięcy przed Przebudzeniem. Od czasu do czasu będą się pojawiać podobne temu wpisy, dla urozmaicenia. W przeciwieństwie do pamiętnika dotyczącego wydarzeń kampanijnych, nie będą w porządku chronologicznym.

*

Nataniel patrzył na mnie i swojego stryja, jak na jakichś heretyków-świętokradców. No, w tym ostatnim miał rację, poniekąd. Ale czy to nasza wina, że częścią klucza była nóżka kielicha? Zresztą, sam nam pomógł wykraść go z gabloty! W ten sposób był współwinny. Rurka PCV, trochę złotej farby w sprayu i kilka kolorowych szkiełek idealnie zastąpiło wymontowany element. Paradoksalnie – kielich po tym zabiegu wyglądał na bogatszy niż oryginalnie. Jak tylko skończyliśmy „renowację”, Nataniel zabrał kielich z powrotem do Bazyliki. W sumie kielich i tak nie był już w codziennym użytku, więc nikt się nie powinien pokapować, że coś jest z nim nie w porządku.

Pan Braun skręcił części klucza razem, położył go płasko na dłoni, a ten obrócił się jak igła kompasu. Coraz mniej rzeczy mnie dziwi. Ci ludzie w garniakach, którzy chcieli nas zgarnąć z Bazyliki też mnie nie dziwią. Ktoś zamordował, żeby dostać ten klucz, więc pewnie dalej mu zależy na jego zdobyciu. Trzeba będzie na siebie uważać. Na szczęście pan Braun wydaje się być człowiekiem nie do zdarcia, pełny optymizmu staruszek. No i znów mam policjanta po swojej stronie. Dobra, za pierwszym razem to był ex-atek, ale przecież cały witz polega na tym, że warto mieć kogoś za sobą, kto ma broń i nie celuje z niej do ciebie.

Chleb i sól

Zabunkrowaliśmy się u Roba w jakiejś willowej dzielnicy. Było ogólne zamieszanie, więc postanowiłam zażyć chwili spokoju. Wszyscy zaczęli organizować sobie śniadanie. Wzięłam kawałek chleba i soli. Kiedy wychodziłam z kuchni dogoniły mnie żarty, zdaje się Adama, żebym się tylko nie przejadła. Nie przejęłam się tym. Poszukałam pokoju położonego na drugim końcu domu, gdzie stało kilka roślin. Zamknęłam drzwi od środka, nie chciałam, żeby ktoś mi przeszkodził.

Swobodnie usiadłam na parapecie, a chleb posypany solą ułożyłam na czystej, bawełnianej chusteczce przy najbliższej doniczce. Nie czekałam długo. Spomiędzy kwiatów wyszedł Dobrochoczy.

Porozmawialiśmy chwilę, próbując zrozumieć ostatnie wydarzenia, ale nie mieliśmy zbyt oryginalnych pomysłów. Cały ten bałagan nas przerasta, ale nie poddamy się. Wiemy tylko tyle, że musieliśmy się spotkać z tymi ludźmi. I że w jakiś sposób nasza ścieżka jest splątana z ich drogą. Tak musiało być. Widać nie zawsze można walczyć z Dolą, czasem tylko można próbować odwrócić jej bieg na naszą korzyść. Póki co, ciężko powiedzieć, czy ta Dola jest dla nas zła czy dobra. To, że mamy kłopoty, jeszcze nie znaczy, że mamy przechlapane na całej linii. Dante jest po naszej stronie, a to już dużo. Moglibyśmy spróbować wykaraskać się z całej zadymy, prosząc Sokołowskiego o pomoc, powołując się na stary dług. Na razie nie chcemy tego robić. W jakiś pokrętny sposób polubiliśmy tych ludzi.

Posiedziałam chwilę jeszcze z Dobrochoczym, ciesząc się jego towarzystwem. Poczekałam aż zje ofiarę, którą mu złożyłam. Zresztą, poczułam się pewniejsza po tym krótkim spotkaniu.


Na obraz i podobieństwo


Spotkaliśmy się z Robertem nazajutrz po akcji w domu Morrisona. Próbowaliśmy jakoś dojść do ładu, co z tym fantem zrobić, zwłaszcza, że Rob też jedzie na tym samym wózku, co i my. W pewnym momencie, dostrzegliśmy idącego w naszą stronę… Morrisona. WTF!? Co umarło, martwe pozostać powinno! Rob wyglądał, jakby zaraz miał zaatakować. Zatrułam sobie oczy, żeby móc zobaczyć duszę nadchodzącego. Tego się nie spodziewałam. Jego dusza była duszą dziecka, dziecka, które dopiero co przyszło na świat. Żaden człowiek, który przeżył więcej niż parę lat nie mógłby mieć takiej duszy. Sytuację spróbował rozładować Remy, który jak to ma w zwyczaju, po prostu zagadnął nadchodzącego Morrisona, nagabując go na kawę w pobliskiej knajpce. Morrison wyglądał na zszokowanego. Zresztą i tak wydał mi się przerażony perspektywą konfrontacji z nami. Coś tu mocno nie pasowało.

Klon! Naprawdę, co jak co, ale tego to się nawet w najśmielszych snach nie spodziewałam. Jasne, w telewizji było głośno o owieczce Dolly, a magia może naprawdę wiele. Sokołowski wspominał, że niektórzy byliby w stanie stworzyć sobie zapasowe ciało i przenieść w nie swoją świadomość, w razie czego. Niektórzy ludzie bardzo kurczowo trzymają się życia, a będąc magami, trzymają się go jeszcze bardziej, bo mogą je wydłużać jak im się tylko podoba. Z drugiej strony, wygląda na to, że Morrison stworzył ciało takie jak własne, ale do tego sklonował duszę – łącznie z Awatarem! Stworzył człowieka… Stworzył maga. Na obraz i podobieństwo…

Filozofia śmierci

Ta sprawa pieprzy się coraz bardziej. Głównie przez nas samych, przez to, jak trudno nam się porozumieć. Mamy tak odległe spojrzenie na świat, że nasza Kabała to póki co jeden wielki konflikt o to, czyja matka jest lepsza i która kogo kocha bardziej. Ech, szkoda gadać.
Na przykład Remy i ja ścieramy się ciągle o to samo. Tracę nadzieję, że uda nam się kiedykolwiek dojść do porozumienia w kwestii wampirów. Albo po prostu nie potrafię mu wyłuskać, o co mi chodzi. Tylko, na litość boską, jak Eutanatosowi powiedzieć, że jest się kapłanką boga śmierci!? Że to, co umarło, powinno być martwe, bez względu na to, że wydaje się żywe? Według Remy’ego wampir ma ogromny wpływ na ludzkie losy, więc nie należy zabijać go tak po prostu. W to, że taki upiór kreuje ludzkie ścieżki - nie wątpię. Tylko, że z mojego punktu widzenia, nie powinien posiadać tego wpływu.

Dusza wampira już od dawna jest w Nawii, a jeśli udało jej się przejść do Wyraju to być może powróciła do Jawii, do swego rodu i znalazła się już w innym ciele. Tak czy siak, martwe, bezduszne ciało upiora powinno zostać pochowane. Ale nie wiem, czy to trafiłoby do Remy’ego… obawiam się, że nie będzie miało większego sensu przekonywanie go. A i ja nie sądzę, bym była w stanie przyjąć jego punkt widzenia. Chociaż Angelę puściłam wolno, pomimo tego iż cierpnie mi skóra na myśl, że kiedyś kogoś skrzywdzi, po to żeby móc dalej egzystować.

Tyle dobrego, że w Kabale są jeszcze dwie osoby o podobnym spojrzeniu na wampiry, co moje. Aczkolwiek pewnie i oni robią to ze swoich, zupełnie odmiennych pobudek. Dla Kiliana wampiry zapewne są przeklęte przez Boga i obrzydliwe Mu. Natomiast Constanca... Cóż, jest Verbeną, to jasne, że dla niej najważniejsze jest życie i Natura, a wampiry są jej zaprzeczeniem. Natomiast jeśli chodzi o Adama, no cóż, jest hermetycznym magiem. Ich zawsze trudniej rozgryźć.

Dobre złego początki


Zaczęło się od tego, że Remy przyuważył Smutnych podjeżdżających pod dom. Jesteśmy paranoikami, więc oczywiście sądziliśmy, że to po nas. Chociaż nawet Smutni nie są wszechwiedzący, bo skąd mogliby wiedzieć, że tam jesteśmy? Nasze Awatary przecież by im nie powiedziały. Celem Smutnych był jednak mag, który przebywał w mieszkaniu naprzeciwko. Remy bohatersko postanowił obronić obcego maga, więc wylazł przez okno i przekradł się do mieszkania maga. Szaleniec. Przystojny jest, to fakt, ale charakter ma paskudny... do tego jest Eutanatosem. Szkoda.

W każdym razie mag, George Morrison poradził sobie ze Smutnymi i atekami, których tamci przyprowadzili ze sobą. A potem załatwił ducha Paradoksu, który się przy nim zmaterializował. Poprosił nas o pomoc, żebyśmy ostrzegli jego kumpla, po którego Smutni też mogą przyjść. My jako dobrzy Samarytanie oczywiście pojechaliśmy pod wskazany adres. Po drodze Kilian i Remy się pokłócili, Adam próbował ich uspokoić, a mnie zawiódł angielski, żeby móc się wtrącić. Trzy różne akcenty, do których jeszcze nie przywykłam, więc część z tego, co mówią mi po prostu umyka. W każdym razie Remy ukradł samochód, a my złapaliśmy taksówkę, których w Chicago jest od groma. Później Remy oddał auto, ponoć je zatankował do pełna, ale to nie zmienia faktu. Kradzież to kradzież.

Wbiliśmy do mieszkania, które wskazał Morrison. Remy obstawiał tyły, a ja z Kilianem weszliśmy pierwsi. Mieszkanie, jak mieszkanie, początkowo wyglądało, że nic tu nie ma. Moja mała kulka jednak podpowiedziała, że ktoś tu jeszcze jest, a do tego przyuważyłam ukryte drzwi w jednym z pokoi. Wleźliśmy do czarnego pomieszczenia po brzegi wypełnionego pechem. Na ścianie był namalowany symbol, którego znaczenia nie umiałam sobie przypomnieć. Dopiero Remy uświadomił nas, że to znak Nephandi. PKP! Byliśmy gotowi na wszystko…

- Knock, knock! - Who's there?...


Dobrochoczy, mój Awatar, odwiedza mnie od czasu do czasu. Ostatnio przyszedł nieco zagubiony, stwierdziwszy, że musi się znaleźć w pewnym miejscu. Oznaczało to oczywiście, że i ja się tam muszę pojawić. Podał mi bardzo dokładny adres, ale nie miał pojęcia – dlaczego tak mu na tym zależy. Awatar nigdy nie chciałby mojej krzywdy, więc nie miałam powodu, żeby nie zadośćuczynić jego prośbie. Żeby było ciekawiej, taką samą prośbę otrzymał Kilian. Jego Awatar również wskazał mu to samo miejsce i czas. Spotkałam Evera przed drzwiami do budynku.

Okazało się, że Awatary wskazały nam mieszkanie, które po pierwsze – było otwarte, a po drugie umeblowane, ale pozbawione ducha. Nie było w nim czuć tego, co niesie za sobą miejsce, w którym ktoś mieszka i nazywa takie miejsce domem. Skojarzyło mi się to ze stancją tuż przed wprowadzeniem się tam. Wszystko gotowe do zamieszkania, czekające na to tylko, aby tchnąć w nie życie.

Rozejrzeliśmy się po mieszkaniu, szukając jakichś wskazówek.

Anioły i demony

Wieje gorzej niż w Gdańsku. I jest gorzej niż w Gdańsku.

Naiwnie sądziłam, że fajnie byłoby wyrwać się z dala od miejsca, które tak naprawdę nigdy nie było moim domem. Jakkolwiek głupio to zabrzmiało. Teraz nie jestem tego taka pewna, że "byłoby fajnie". Nie, żeby Stany w ogóle mi się nie podobały. Jest, ciekawie… Może aż za bardzo. Ale lepiej zacznę od początku.

Do Chicago przyjechałam z Profesorem tuż przed Bożym Narodzeniem. W zasadzie to nie ma znaczenia, bo świąt nie obchodziłam już od dobrych kilku lat. Nie miałam z kim. W każdym razie niedługo po przylocie poznałam dwóch Chórzystów, ks. Morgana i Kiliana Evera. Rozmowa nie kleiła się specjalnie. Nie wiem, co dokładnie łączy Profesora z księdzem, ale wydawało mi się, że znają się całkiem nieźle. Z tego, co zrozumiałam, to poznali się, kiedy Sokołowski był tu na swoim doktoracie albo innych badaniach. Mniejsza o to, nie moja sprawa. 

Kilian patrzył na nas ciut krzywo, w końcu jesteśmy „poganami”. Osobiście wolę określenie „rodzimowierca”, ale nie wiem, jak to powiedzieć po angielsku. W każdym razie Kilian nie przypadkiem znalazł się na tym spotkaniu. Miał się mną zaopiekować i pomóc w aklimatyzacji. Nie wyglądał na szczególnie zachwyconego. Potem chyba mu przeszło, ale nawet po tym, jak mu pokazałam na mapie, skąd pochodzę, on nadal nazywa mnie Rosjanką. Ignorant. W końcu nerwy mi puszczą i przysięgam - strzelę go w zęby.

W każdym razie Kilian

Ani grama prawdy

Jeszcze zanim zaczęła się właściwa kampania, a gracze radośnie tworzyli postacie, Mol pokazał nam trailer do kampanii. Zachęciło to nas do stworzenia trailerów, które w jakiś sposób przedstawią przyszłym współgraczom nasze postaci. Zasygnalizują, jakie są, lub co ich kiedyś spotkało intrygującego. Poniżej zamieszczam trailer, który sama napisałam.

Tu przydałoby się parę słów wyjaśnienia: Postać, którą odgrywam w Magu - pochodzi z "odzysku". Prawie dwa lata temu graliśmy parę sesji WoD pod przewodnictwem Mola. Była to jednak nowa edycja Świata Mroku. Graliśmy zwykłymi ludźmi, którzy musieli borykać się ze świadomością tego, że świat nie jest taki, jak sądzili. Przygody jakie przeżyli, a przeżyć im się udało, były bardzo interesujące. Nie chciałam tracić tak ciekawej postaci, z żywą historią. Na szczęście Mol zgodził się na przeniesienie mojej bohaterki do swojego Maga.

Poniższy trailer jest mocno zmanipulowanym opisem pierwszej sesji, jaką rozegrałam tą postacią w Świecie Mroku. Aż chciałoby się go zatytułować - "Ani grama prawdy":


Słowo wstępne

Dwa słowa na początek - Mag: Wstąpienie. Poniższe miejsce będzie się nieodłącznie wiązać z tym systemem w Świecie Mroku. Dlaczego? już spieszę z wyjaśnieniem.

Od niedawna w gronie znajomych gramy kampanię Maga. Jest to drugi system ze Świata Mroku, w którym gramy wspólnie. Kilka miesięcy wcześniej rozegraliśmy kampanię w systemie Hunter: The Reconing. Była to moja pierwsza od dłuższego czasu przygoda ze Światem Mroku, do tego dla mnie samej - zupełnie przypadkowa. Weszłam w historię w połowie jej trwania, ale mimo to udało mi się poczuć dobrze w tym klimacie, stworzyć żywą postać, która miała wyraźny cel w życiu.

W każdym razie po zamknięciu historii Łowców, tak MG, jak i gracze, mieli poczucie, że byłoby fajnie grać dalej w Świecie Mroku. Tym Świecie, który został wykreowany przez MG Nathana w jego Łowcach. Chłopaki roboczo nazwali pomysł rozegrania różnych systemów w tym świecie - Big WoD Project. Główne założenie jest takie, że to co działo się lub dziać się będzie, może mieć odzwierciedlenie w następnych kampaniach. Może mignie nam w tłumie bohater niezależny z poprzedniego systemu, może usłyszymy o jakichś wydarzeniach, może okaże się, że wrogiem nr jeden stała się dla nas postać, którą wcześniej sami odgrywaliśmy? Pomysł bardzo przypadł mi do gustu, więc niewątpliwie będę w nim czynnie brać udział.

MG Mol zgłosił się z pomysłem poprowadzenia Maga. Rozegraliśmy już trzy sesje, dopiero trzy - chciałoby się rzec, a mimo to - były już na tyle inspirujące, że postanowiłam opisać je słowami swojej postaci, tytułowej Kociewianki, która znalazła się w Wielkim Mieście.

Życzę przyjemnej lektury.

Choć, z drugiej strony, skoro to Świat Mroku... może powinnam raczej powiedzieć "Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie" - Dante, Boska Komedia I 3, 9.