Krok w Bok

Znaleźliśmy się na placu przed pałacem. Padał śnieg. Wokół nas toczył się zwykły dzień na bożonarodzeniowym jarmarku. Gdzieś chodził z wielkim dzwonkiem facet ubrany w strój świętego Mikołaja, wypromowanym niegdyś przez Coca-Colę. Z tego tłumu ludzi, przechadzających się wśród stoisk z rozmaitymi drobiazgami, usłyszeliśmy radosne „Śnieg! Pada śnieg!”. Jakoś wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że w pewnym sensie… znajdujemy się wewnątrz śnieżnej kuli. Coraz mniej płatków spadało z ciemnego… sklepienia. W naszym kierunku przebił się nie kto inny, jak Maksymilian Anders. Przedstawiliśmy się mu jako ekipa ratunkowa, aczkolwiek mag Porządku Hermesa nie wydawał się przekonany zapewnieniami Remy’ego. Może dlatego, że jakoś od „progu” ten zaczął go wypytywać o rzeczy zupełnie nie związane z ewentualnym ratowaniem. W każdym razie postanowiłam skupić się na miejscu, w którym się znaleźliśmy. Wniosek nie był zbyt… radosny.


http://ayers.l.w.interia.pl/mag/dh-szyfr.jpg

*

Zaczepiliśmy „świętego”, a ten zapytał nas, czy zrobiliśmy tego dnia coś dobrego. Żadne z nas nie bardzo mogło się pochwalić jakimś wyjątkowo dobrym uczynkiem, więc nic niezwykłego się nie stało. Poszliśmy obejrzeć pałac, ale i tam odbiliśmy się od drzwi – niemal dosłownie. Anders przyglądał się naszym poczynaniom raczej ze zniecierpliwieniem i znudzeniem, zapewne wielokrotnie próbował dostać się do pałacu Burmistrza. Ostatecznie siedział w tej kuli od trzech tygodni. Aczkolwiek odczytanie napisu na pałacu chyba zrobiło na nim jakieś wrażenie.

Zaginiony mag

Dante w zasadzie miał do nas sprawę. Chodziło o maga, Maksymiliana Andersa. Gdzieś już widziałam to nazwisko… W końcu skojarzyliśmy, że chodziło o Mistrza Roberta Atkinsa. Z tego, co mówił Dante, należało go odnaleźć w miarę szybko, żeby nie zrobił tego Nephandi albo wampiry. Albo kto tam jeszcze, komu mogłoby zależeć na ogromnej wiedzy Andersa w sferze Życia. W każdym razie mag zniknął parę tygodni temu i nawet Dante nie był w stanie go zlokalizować.

Remy postanowił skontaktować się z Angelą, która w końcu była niegdyś w dobrych stosunkach ze śp. Robertem. Kiedy Kilian upijał się Luksusową, bo jeśli miał zalewać robaka, to niech to robi porządną wódką – Remy umawiał się z wampirzycą na kolację. W zasadzie ostatecznie stanęło na tym, że Constanca i ja, towarzyszyłyśmy Remy’emu w spotkaniu z Angelą.

To była dziwna rozmowa. Co prawda sporo dowiedzieliśmy się od wampirzycy, np. że Maksymilian Anders robił interesy z wampirem nazwiskiem Foster, który został zgładzony ponad miesiąc temu. Ponoć Anders miał od niego kupić Lemegeton, zwany Mniejszym Kluczem Salomona. Księga opisuje siedemdziesiąt dwa demony, które według legend Salomon potrafił spętać i zamknąć w naczyniu. Foster jednak oddał ją komuś innemu, a Anders musiał obejść się smakiem. Wzięliśmy od Angeli adres domu, w którym mieszkał Foster. Remy ze swoim wyczuciem Czasu jest w stanie zajrzeć w przeszłe zdarzenia. Swoją drogą, z tego, co mówiła Angela… z Fostera nic nie zostało, poza dziurą w dywanie. Ktokolwiek go załatwił, załatwił go dokumentnie.

Jednak nie to stanowiło o „dziwności” tej rozmowy. Po pierwsze, prawie powiedziałam wampirzycy, że znam takie istoty jak ona dłużej niż jestem magiem. Nie żeby było się czego wstydzić, ale nie ma się też zasadniczo czym chwalić. Zarzuciła mi cynizm, kiedy dopytałam o to, czy Foster nie żył bardziej niż do tej pory. Cóż. Na te kilka wampirów, które miałam nieszczęście spotkać przed Przebudzeniem, tylko jeden albo dwa nie próbowało mnie zabić. Nie mam powodów, żeby lubić krwiopijców i nie być złośliwa. Statystyka nie jest po ich stronie.

Po drugie Remy, który poza Adamem, wydawał mi się najbardziej sprzyjającą Angeli osobą w Kabale, okrutnie skrytykował jej dążenia; dał jej do zrozumienia, że nigdy nie zdołają odwrócić tej klątwy, która ciąży na takich jak ona. Widziałam, choć starała się to ukryć, jak bardzo ubodły ją te słowa. Nie wiem, czy Remy zdaje sobie sprawę z tego, co zrobił. Rozmawiałam z nim o tym później, ale jego pokrętna filozofia mnie nie przekonuje. Tak czy inaczej, zranił ją, być może bardziej niż gdyby ciął ją poświęconym nożem. I chyba nawet tego nie zauważył. Heh.

Wampiry kontra wampiry


Mimo wszystko obudziłam się wypoczęta, ale to pewnie zasługa tabletek. I chyba jako ostatnia z naszej piątki, co w zasadzie też było spowodowane środkami nasennymi. Poza mną w pokoju była już tylko Constanca, która w skupieniu grała na gitarze, albo tworzyła. Nie miałam ochoty wychodzić poza te cztery ściany, nie chciałam też przeszkadzać Constansie, więc zabunkrowałam się na łóżku. Książkami i notatkami otoczyłam się jak murem, który mógłby mnie odgrodzić od całego tego… bałaganu? Nie, w zasadzie to gówna. Starałam się zająć myśli czymś zupełnie innym. Moją idee fixe, wydobytą wprost z gdańskich podziemi, o których jeszcze trzy lata temu nie miałam pojęcia, że w ogóle istnieją. To było coś! Nie, żebym tęskniła do tamtych czasów, gdy w zasadzie jedyną dostępną formą walki była ucieczka, ale… no właśnie, ale – życie było jakieś prostsze, choć pełne obaw.

Pod wieczór wrócił Kilian, który od progu zapytał, czy jest coś do jedzenia. Zawiódł się niestety, ponieważ Constanca cały dzień tworzyła, a ja studiowałam, więc żadna z nas nie pomyślała o tak przyziemnych sprawach, jak jedzenie. Było jednak coś w garnkach z poprzedniego dnia. Niedługo po Kilianie wrócił Remy. Zaczęłam zbierać moje „zabawki”, żeby nie wyglądało to tak, że nie mam ochoty z nimi gadać, czy coś. Choć szczerze mówiąc? Ostatnie czego pragnęłam to towarzystwo innych ludzi, zwłaszcza Kiliana i Remy’ego, którzy czasem sprawiają wrażenie, że nawet przez chwilę nie mogą ze sobą normalnie rozmawiać. I nie wiem, który z nich w tej parze jest płachtą, a który bykiem.

Zadzwonił Dante. Kilian nie pytając nas o zdanie, przyjął zaproszenie dla całej Kabały. Naprawdę nie chciało mi się wychodzić; ale z drugiej strony, czy mam chować głowę w piasek przed światem? Nawet tak paskudnym? W końcu postanowiliśmy się zebrać do wyjścia, pomimo tego, że Adam się nie pojawił i nie mieliśmy z nim żadnego kontaktu przez cały dzień. Nie chcę myśleć, że mogłoby mu się coś stać; powtarzałam sobie więc, że pewnie miał coś do załatwienia i nie potrzebował do tego ogona.

Krok od człowieczeństwa


Zostaliśmy w tym motelowym pokoju, czekając na jakiś cynk od Dantego. Pomieszkujemy tu prawie jak w jakiej komunie. Constanca świetnie gotuje, nie to co ja. Mnie się nigdy nie chciało gotować dla mnie samej. Prawie poczułam się jak… no nie, w domu to może przesada. Ale to miło wrócić z miasta i zjeść coś naprawdę smacznego. Większość czasu i tak spędzałam poza pokojem, jednak pięć osób w jednym pomieszczeniu to ciut dużo. Dlatego głównie przesiadywałam w bibliotece albo u Czarnego. Zgodził się poduczyć mnie w sferze Ducha. Poza tym, nawet gdyby nie… to i tak miło pogadać z kimś, kto mówi tym samym językiem. No i czasem postawi flaszkę… albo dwie.

Nie wiem, dlaczego wszyscy patrzyli na mnie tak dziwnie, jak ostatnio wróciłam od Czarnego. Remy chleje, co chwilę, a jak człowiek raz czy dwa wróci porządnie nawalony to już robią wielkie halo. Najlepszy był i tak Adam, który nie mógł zrozumieć, jak po wypiciu pół litra jestem w stanie chodzić. Człowieku! Lata praktyki! Constanca za to nie była przekonana, czy ja do Krzesimira chodzę się uczyć, czy tylko pić. Nie moja wina, że soczewką Czarnego na duchy jest wódka. W sumie dobrze, że wódka, a nie czysty spirytus. Et Spiritus Sanctus… Zresztą, ja żeby skupić się na Duchu muszę się otruć. A pewnie im więcej będę chciała zrobić, tym więcej będę tej trucizny potrzebować. Hm, pewnie Constanca zauważyłaby, jakbym posadziła tuż obok jej ziół szalej czy lulecznicę…

W sumie alkohol to też trucizna. Zaczynam rozumieć, dlaczego Profesor wolał mnie zostawić pod opieką ks. Morgana, a nie Czarnego. Choć i tak więcej kontaktu mam z nim, niż z ks. Morganem. A skoro już o Niebiańskich mowa, to Kilian naskoczył na mnie, że idziemy na akcję a ja się upijam. Hello!, jakby mi który powiedział, że coś się dzisiaj szykuje… wypiłabym mniej. Zresztą i tak Constanca usunęła ze mnie alkohol swoją mocą. Niestety właśnie wtedy Remy połączył kropki. Poprosił ją, by nigdy więcej mu tego nie robiła, bo to był koszmar. Może trochę mi wstyd, że Dante był tego wszystkiego świadkiem… ale z drugiej strony, ludzka rzecz się napić. Czasem trzeba się zresetować.

*

Dante wskazał nam klub, w którym wampiry miały się zasadzić na innego upiora, żeby go porwać. Green X. Jakaś tancbuda dla młodych gniewnych. Spróbowaliśmy się wtopić, chociaż nie wiem jak to w sumie wyszło… trochę odstawaliśmy mimo wszystko. W każdym razie uzbroiliśmy się w parę kołków i dużo innych rzeczy. Przeszliśmy jakby nigdy nic koło bramkarza, którego najbardziej zainteresował biust Constancy. Na resztę nie zwrócił większej uwagi.

Zabawa w "kotka i myszkę"

Pojechaliśmy tam od razu, nie było sensu się zastanawiać. Mieszkanie było opuszczone i zdemolowane. Jak później Remy z Adamem badali Czas, dowiedzieliśmy się, że za stan mieszkania odpowiadały wampiry, które uwolniły Angelę. W każdym razie… znaleźliśmy laboratorium, które było ukryte podobnie jak w poprzednim mieszkaniu. Bogowie, jak ciężko pozbyć się spod powiek tego obrazu…

Na stole prosektoryjnym leżał rozbebeszony Morr. Flaki i krew była wszędzie. Na ścianach, podłodze a nawet na suficie była masa symboli, które nic mi nie mówiły, poza tym, że to magia z którą nie chcę mieć do czynienia. Zbierało mi się na wymioty, ale udało mi się opanować.
Poza tym były tam jeszcze dwie rozbite tuby do przetrzymywania wampirów. Adam chciał sprawdzić przeszłość trupa, ale oczywiście nie pomyśleliśmy, że to może być pułapka. W ciele Morr’a Rob zaklął ducha, który zaatakował Adama, jak ten tylko się nad nim pochylił. Spróbowałam rozpleść zaklęcie trzymające ducha, ale to nie było proste. Trzeba się było skupić, a widok tego, co zostało z Morr’a był mocno… rozpraszający. W końcu wspólnymi siłami z Remy’m sprowadziliśmy moc Peruna, i usmażyliśmy to, co zostało z Morr’a, zanim Adamowi stało się coś poważniejszego. Ech. Wyładowanie elektryczne było tak silne, że siadł prąd w całym budynku.

Adam z Remy’m sprawdzili przeszłość mieszkania. W ten sposób dowiedzieliśmy się, że wampiry bez problemu obsługują te tuby. Jak później wyjaśniła Angela, którą przycisnął Remy, oni używają podobnych do więżenia wampirów, na których prowadzą eksperymenty. Poza tym w drugiej tubie też był uwięziony wampir. Jeden z tych, którzy uwolnili Angelę – wypił go. Obrzydlistwo.


Kto ty jesteś? Potwór mały.


A mogłam nie stawać okoniem Przeznaczeniu. Choć kto wie, może właśnie moim Przeznaczeniem było nie dopuścić tych słów, aby wyszły z mych ust? Nie mam pojęcia. To się robi okrutnie zagmatwane. Z drugiej strony, Dante mówi, że jeśli chodzi o morderstwo na Morrisonie, to możemy spać spokojniej. Inni Tradycjonaliści nie powinni na nas już polować. Tyle dobrego w tym całym bagnie.

*

Po wyjściu Remy’ego każde z nas zamknęło się we własnych myślach. Siedziałam przy oknie, wpatrując się w mrok. Czym różnisz się od tych, których nazywasz potworami? Dobrze wiem, że nie jestem już zwykłym człowiekiem. To, czy oddalam się od człowieczeństwa… Czy to zaczęło się, gdy ten arabski skurwiel porwał Kaśkę i zrobił z niej przynętę na drugiego wampira? A może gdy patrzyłam jak Anita zabija człowieka w moim mieszkaniu?… Albo jak włamywałam się do piwnicy meczetu? Czy jak wykradaliśmy kielich z kościoła? Albo gdy próbowałam przekonać diakona, że wikary jest wampirem i powinniśmy go zabić? Albo jak poszliśmy zniszczyć tamtą wampirzycę w Grand Hotelu? ...Czy Przebudzenie w ogóle, cokolwiek zmieniło poza tym, że teraz mam magiyę? Może ta potworność była od zawsze we mnie? Przecież w każdym z nas jest dobro i zło, cała reszta to proporcje.

Telefon od Angeli wyrwał mnie z ponurych myśli. Podobno miała jakieś informacje, które mogłyby nam pomóc. Chciała się spotkać, ale nie bez podstaw obawiała się spotkać z nami wszystkimi. Zgodziliśmy się, że Adam pójdzie z nią pogadać, a my będziemy wszystko słyszeć. Miał mieć połączenie z Kilianem. To dobre rozwiązanie, nie chcę oglądać tej wampirzycy. Nic mi nie zrobiła, a jednak… niechęć do takich istot jak ona jest silniejsza ode mnie. Chyba podświadomie winię wszystkie wampiry za spierdolenie mi życia.

*

Żółte Cienie

Popołudniu dotarliśmy do Yellow Springs. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Constanca zatankowała vana, a Remy w tym czasie skoczył do środka, bo dziwnym zbiegiem okoliczności burbon nie kopał go tak, jak powinien…
Remy wrócił po jakimś kwadransie. Był czymś wyraźnie wstrząśnięty, wsiadł do samochodu i kazał nam odjeżdżać, jak najprędzej. Po dłuższym wypytywaniu go, co się stało, wreszcie powiedział. Sprzedawca zapytany o Morrisona poszedł na zaplecze i popełnił samobójstwo. Najwyraźniej Nephandi nałożył na tamtego okrutną klątwę. To przerażające, że ludzie mogą być tak głęboko przesiąknięci złem.

Dłuższy czas włóczyliśmy się po Yellow Springs, szukając jakichś śladów Morrisona. Remy'emu udało się wypytać parę osób. Na szczęście im nic się nie stało. Ponadto Remy, wspólnie z Adamem zbadali, czy w okolicy nie ma miejsca, w którym plotłyby się ludzkie losy bardziej niż gdziekolwiek indziej. W ten sposób trafiliśmy tylko do domu młodego urzędnika nazwiskiem John Anderson, który zmarł przed tygodniem. Z badań, jakie wykonali w jego domu Remy i Adam, wynikało, że wyszedł razem z Morrisonem. I już nie wrócił; istniało prawdopodobieństwo, że to Nephandi maczał palce w śmierci tamtego człowieka. Jednak nadal nie wiedzieliśmy, gdzie mogłoby być laboratorium maga.
Jednak to, co zrobił Remy z Adamem, podsunęło mi inny pomysł. Skoro Morrison miał w tej mieścinie laboratorium, a do tego był potężnym magiem, na pewno zbudowałby pracownię jeśli nie na, to tuż obok Węzła. Pomogłam Kilianowi spleść moc, tak aby mógł widzieć przepływy Pierwszej. Moc spływała w kierunku centrum Yellow Springs, więc podążyliśmy za nią.

Dotarliśmy do jakiejś starej szkoły. Naszą obecnością zainteresowała się starsza kobieta, która mieszkała obok. Postanowiliśmy się rozdzielić. Adam z Remy'm poszli porozmawiać ze staruszką, zaś Constanca, Kilian i ja, mieliśmy za zadanie odnaleźć laboratorium maga. Kierowani przez Kiliana dotarliśmy na tyły szkoły. Wyszliśmy na boisko. Okazało się, że Węzłem było młode, wyjątkowo zdrowe drzewko. Sięgnęłam delikatnie po kłębiącą się w nim moc, zatrzymując jej trochę dla siebie. Jednak nie było to miejsce, którego szukaliśmy. Rozglądając się wokół dostrzegałam, że jest uchylone jedno z piwnicznych okien, znajdujące się bezpośrednio pod salą gimnastyczną, z której właśnie wyszliśmy. Constanca skupiła się i stwierdziła, że wyczuwa żyjące istoty w tamtym pomieszczeniu.