Wampiry kontra wampiry


Mimo wszystko obudziłam się wypoczęta, ale to pewnie zasługa tabletek. I chyba jako ostatnia z naszej piątki, co w zasadzie też było spowodowane środkami nasennymi. Poza mną w pokoju była już tylko Constanca, która w skupieniu grała na gitarze, albo tworzyła. Nie miałam ochoty wychodzić poza te cztery ściany, nie chciałam też przeszkadzać Constansie, więc zabunkrowałam się na łóżku. Książkami i notatkami otoczyłam się jak murem, który mógłby mnie odgrodzić od całego tego… bałaganu? Nie, w zasadzie to gówna. Starałam się zająć myśli czymś zupełnie innym. Moją idee fixe, wydobytą wprost z gdańskich podziemi, o których jeszcze trzy lata temu nie miałam pojęcia, że w ogóle istnieją. To było coś! Nie, żebym tęskniła do tamtych czasów, gdy w zasadzie jedyną dostępną formą walki była ucieczka, ale… no właśnie, ale – życie było jakieś prostsze, choć pełne obaw.

Pod wieczór wrócił Kilian, który od progu zapytał, czy jest coś do jedzenia. Zawiódł się niestety, ponieważ Constanca cały dzień tworzyła, a ja studiowałam, więc żadna z nas nie pomyślała o tak przyziemnych sprawach, jak jedzenie. Było jednak coś w garnkach z poprzedniego dnia. Niedługo po Kilianie wrócił Remy. Zaczęłam zbierać moje „zabawki”, żeby nie wyglądało to tak, że nie mam ochoty z nimi gadać, czy coś. Choć szczerze mówiąc? Ostatnie czego pragnęłam to towarzystwo innych ludzi, zwłaszcza Kiliana i Remy’ego, którzy czasem sprawiają wrażenie, że nawet przez chwilę nie mogą ze sobą normalnie rozmawiać. I nie wiem, który z nich w tej parze jest płachtą, a który bykiem.

Zadzwonił Dante. Kilian nie pytając nas o zdanie, przyjął zaproszenie dla całej Kabały. Naprawdę nie chciało mi się wychodzić; ale z drugiej strony, czy mam chować głowę w piasek przed światem? Nawet tak paskudnym? W końcu postanowiliśmy się zebrać do wyjścia, pomimo tego, że Adam się nie pojawił i nie mieliśmy z nim żadnego kontaktu przez cały dzień. Nie chcę myśleć, że mogłoby mu się coś stać; powtarzałam sobie więc, że pewnie miał coś do załatwienia i nie potrzebował do tego ogona.



Wyszliśmy przed motel. Poczułam, jak nagle dostaję gęsiej skórki. Wyczułam zagrożenie, ale nie umiałam go zdefiniować, więc zaczęłam się uważnie rozglądać po okolicy, próbując odnaleźć źródło niepokoju. Kilian też to poczuł. W świetle latarni dostrzegłam jakiś kształt, czający się tuż za plecami Constancy. Nie próbując nawet tłumaczyć się, chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam do siebie. Zobaczyłam zarys noża, który niechybnie trafiłby ją w plecy, gdybym zareagowała sekundę później. Niech Ci będą dzięki, Świętowicie, za ten przebłysk! Od razu poprosiłam Licho, by poplątało nogi napastnikowi. Udało mu się to, poniekąd, kształt zachwiał się. Jednak atakujących było trzech. Remy wysunął się, by bronić Constansę, a Kilian strzelał do jednego z – jak się później okazało – wampirów. Chłopaki obrywali dość mocno, ale Constanca robiła wszystko, co mogła, żeby przetrwali. Ja natomiast sięgnęłam po moc, w dupie mając to, jak zareaguje Rzeczywistość. Na me wezwanie przybyła Wietrzyca w silnym podmuchu, który swym oddechem rozgrzał Swarożyc. Upiór, który oberwał płomiennym oddechem syna Swaroga, krzyknął ze strachu. A ja poczułam odrobinę satysfakcji. Chyba jednak zbyt wiele, bo potem bezskutecznie próbowałam wyprosić wsparcie Peruna, niestety ten był niechętny. Zaledwie przepalił żarówkę w najbliższej latarni. W końcu jednak Gromowładny zechciał mnie wysłuchać i uczynił to z taką mocą, że aż łuk elektryczny, który poszedł z zepsutej latarni, w mgnieniu oka usmażył jednego z wampirów, którzy atakowali Remy’ego i Constancę.

Później stała się rzecz niezwykła… Przybyła odsiecz, pod postacią dwóch, brzydkich jak listopadowa noc, krwiopijców. Wampiry uratowały nas przed wampirami, co za ironia. Bardzo szybko rozprawiły się z pozostałą dwójką. Jeden z napastników został pozbawiony głowy - ręcznie. Bogowie, to było obrzydliwe. Sądziłam, że po tym, co widziałam w pracowni, co ten udawany Rob zrobił Morrowi... Ale jednak urywanie głowy, patrzenie na to. Nie wiem jakim cudem utrzymałam się na nogach, ale czułam, że ledwo stroję, a żołądek wywraca się na nice. Nic dziwnego, że potem kiedy iluzja, pod którą kryły się wampiry zeszła… Poczułam, jak zaciska mi się gardło. Na parkingu leżały trzy ciała, trzech mężczyzn o arabskiej urodzie. Jeden był już w zasadzie spopielony, ale ci dwaj pozostali... I noże, które mieli przy sobie… Przymknęłam oczy, z trudem łapiąc oddech i starając się odsunąć od siebie obraz urywanej głowy i wspomnienia, ale pod powiekami zobaczyłam tamten kindżał. Niemal fizycznie znów poczułam... jak w panice uciekam przed tym, co skrywa ciemność; jak ranię dłonie, wspinając się po ogrodzeniu stoczni i niezdarnie przeskakuję na drugą stronę; boleśnie ląduję na kolanach. Kolejne płatki heksapentalnej gwiazdy się zaciemniają, jakby zamalowywane niewidzialną ręką…

Remy rzucił coś za odchodzącymi wampirami, które nas uratowały. Chyba coś o fajkach i burbonie, ale nie słyszałam dokładnie, wciąż pogrążona we wspomnieniach i próbując dojść do siebie; choć chyba mu coś powiedziałam, nie pamiętam. Tak naprawdę dopiero rozbawione prychnięcie, które dobiegło nas zza pleców, wyrwało mnie z przeszłości. Na dachu motelu siedział, z papierosem w ręku, mężczyzna o śniadej karnacji, ale nie arabskiej, jak ci, którzy nas zaatakowali. Kolejny wampir. Kilian zjeżył się niemal od razu. A ja zaczynam się przyzwyczajać, że gdzie nie splunąć tam się znajdzie jakiś krwiopijca. W Gdańsku było dokładnie tak samo. I tam też… heh. W sumie, dlaczego miałabym zakładać, że ten cały Zygmunt był upiorem? W zasadzie równie dobrze mógł być magiem o dziwnym poczuciu estetyki, albo człowiekiem, takim łowcą wampirów jak Anita… tylko, że bardziej doświadczonym.

Wampir na dachu przedstawił się nam jako Flat Tom. Wyjaśnił, że ci, którzy nam pomogli byli tu ze względu na Angelę, która ich poprosiła o to, by mieli nas na oku. To… w pewnym sensie miłe. Z drugiej strony może nam nastręczyć dodatkowych kłopotów. Zwłaszcza, że Remy uniósł się dumą i uznał, że ma dług do spłacenia względem wampirzycy. Mam wrażenie, że to ona właśnie spłaciła swój – za uwolnienie i pozwolenie kontynuowania swej egzystencji. No i dotrzymywaliśmy słowa: nie powiadomiliśmy magów o jej badaniach nad „wyleczeniem” wampiryzmu. W każdym razie od Toma dowiedzieliśmy się tyle, że denaci byli najemnikami, prawdopodobnie pracowali dla tych wampirów, którym ostatnio popsuliśmy szyki. I tyle, bo w zasadzie upiór dość szybko się zmył. Chyba zauważył, że Kilianowi zaczynały nerwy puszczać. Swoją drogą Kilian potem się trochę załamał myślą, że uratowały go wampiry, te przeklęte przez Boga istoty. Nie żebym ja się czuła okej z tą myślą, z drugiej strony u mnie podstawą niechęci do krwiopijców nie jest jakaś skomplikowana filozofia czy religijny fanatyzm. Moje pobudki są bardzo, ale to bardzo osobiste. Oczywiście przy okazji zasłaniam się słowiańską kulturą, która nie zakłada, by wampir mógł być dobrą istotą... Ale wiem, kurwa, wiem, że mogą! W końcu Kryz zawsze był w porządku i potem, gdy już w zasadzie nie był człowiekiem, raczej nie stał się wiele gorszy. Tylko, że próbuję o tym zapomnieć. Tak, jestem hipokrytką… i aktualnie mam to gdzieś.

Daliśmy znać Dantemu, że niestety nie będziemy w stanie się z nim spotkać jak ludzie. Nie żebyśmy się chcieli wymówić od spotkania, ale trzy wampiry leżące przed motelem, to całkiem niezła wymówka, żeby nie iść na piwo. Dante zjawił się niemal natychmiast, po czym, zanim zaczęliśmy coś tłumaczyć, poszedł ogarnąć bajzel na parkingu. Heh. Jak wiele razy będzie musiał za nas sprzątać, zanim go to znudzi? Póki co, mogę jedynie podziwiać jego anielską cierpliwość, co do naszych wybryków. Co prawda to nie była do końca nasza wina. Jego też nie. Sami się zgodziliśmy zapolować na wampiry i tę całą organizację Morrisona, więc wychodzi na to, że to nasz wspólny bajzel. Ale i tak jakoś mi głupio na tę myśl, że sami nie byliśmy w stanie tego ogarnąć. Jeszcze nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz