W podziemiach kościoła I

Króciutkie słowo wstępu: Poniżej znajduje się fragment pamiętnika Joanny Brzóski, z czasów na kilka miesięcy przed Przebudzeniem. Od czasu do czasu będą się pojawiać podobne temu wpisy, dla urozmaicenia. W przeciwieństwie do pamiętnika dotyczącego wydarzeń kampanijnych, nie będą w porządku chronologicznym.

*

Nataniel patrzył na mnie i swojego stryja, jak na jakichś heretyków-świętokradców. No, w tym ostatnim miał rację, poniekąd. Ale czy to nasza wina, że częścią klucza była nóżka kielicha? Zresztą, sam nam pomógł wykraść go z gabloty! W ten sposób był współwinny. Rurka PCV, trochę złotej farby w sprayu i kilka kolorowych szkiełek idealnie zastąpiło wymontowany element. Paradoksalnie – kielich po tym zabiegu wyglądał na bogatszy niż oryginalnie. Jak tylko skończyliśmy „renowację”, Nataniel zabrał kielich z powrotem do Bazyliki. W sumie kielich i tak nie był już w codziennym użytku, więc nikt się nie powinien pokapować, że coś jest z nim nie w porządku.

Pan Braun skręcił części klucza razem, położył go płasko na dłoni, a ten obrócił się jak igła kompasu. Coraz mniej rzeczy mnie dziwi. Ci ludzie w garniakach, którzy chcieli nas zgarnąć z Bazyliki też mnie nie dziwią. Ktoś zamordował, żeby dostać ten klucz, więc pewnie dalej mu zależy na jego zdobyciu. Trzeba będzie na siebie uważać. Na szczęście pan Braun wydaje się być człowiekiem nie do zdarcia, pełny optymizmu staruszek. No i znów mam policjanta po swojej stronie. Dobra, za pierwszym razem to był ex-atek, ale przecież cały witz polega na tym, że warto mieć kogoś za sobą, kto ma broń i nie celuje z niej do ciebie.



Nataniel nie był zachwycony, jak się dowiedział, że klucz zaprowadził nas do kolejnego kościoła. Tym razem św. Katarzyna. Wskazywał na płytę nagrobną Heweliusza, ciągnąc ku dołowi. Może piwnice? Cholera, nie mam najlepszych wspomnień z podziemi świątyń… ostatnio spod meczetu wyciągałam ledwo żywą przyjaciółkę. No nic, wzięłam się w garść i zagadałam jakiegoś wikarego, który akurat się napatoczył. Udało mi się go przekonać, że prowadzę badania do mojej magisterki z historii sztuki i chciałabym zwiedzić katakumby, przy okazji Braun też dorzucił swoje trzy grosze, a Nataniel wolał się nie mieszać. Po jego minie widziałam, że jest tak samo zachwycony naszym zachowaniem, jak przy rozmontowywaniu kielicha. To przecież nie nasza wina… Heh. W każdym razie, trzeba zrobić, co w naszej mocy, żeby oczyścić Sokołowskiego z zarzutów. Przecież nie mógłby zamordować własnego kumpla, prawda?

…mam taką nadzieję.

Ksiądz Piotr zaprowadził nas do podziemi. Kupa kurzu, masa starych grobów. Nic szczególnie ciekawego. Zawsze wolałam malarstwo z elementami folkloru od sztuki sepulkralnej. W każdym razie dotarliśmy do ściany z wyrzeźbioną na niej mapą nieba. Dość niecodzienne miejsce na umieszczenie czegoś podobnego. Z tego, co opowiedział nam po wyjściu pan Braun – klucz wskazywał dalej, jakby coś było za ścianą. Właśnie, zawinęliśmy się stamtąd dość szybko, bo nagle Natanielowi zrobiło się jakoś… nieprzyjemnie, bardzo nalegał, żebyśmy stamtąd wyszli.

Wróciliśmy do mieszkania pana Brauna. Po drodze próbowaliśmy skontaktować się z naszym znajomym policjantem, który postanowił nam pomóc. Dusza człowiek. Mógł przecież nas przymknąć za kradzież kielicha, a jednak uznał, że warto pomóc.
Nie wiem, gdzie pan Braun miał zamontowany ten aparat, ani kim on do cholery jest… jakiś super-szpieg chyba. W każdym razie zrobił zdjęcia, jak byliśmy w podziemiach kościoła. Wywołał je w zaciszu własnej łazienki i pochwalił się nimi. W katakumbach nie zwróciłam na to uwagi, ale jak zobaczyłam zdjęcie… Symbole znaków zodiaku zostały umieszczone nie po kolei. Chyba będziemy musieli wrócić do św. Kaśki… coś czuję, że Natanielowi ten pomysł nie przypadnie do gustu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz